Mój Dziadek - wójt Otfinowa

"Z pnia i rdzenia tej wsi wyszedłem, z nią żyłem i z nią cierpiałem, przechodząc złą i dobrą dolę. Zawsze starałem się utrzymywać wszystko, co mnie z nią łączyło, łączy, a spodziewam się łączyć będzie."  (W. Witos -wspomnienia)

Mój Dziadek nazywał się Józef Anioł (1870_1957),  był dzielnym polskim chłopem, patriotą ziemi tarnowskiej, a jeśli chodzi o charakter był prawdziwym aniołem.

Wcześnie stracił matkę i ojca, musiał pracować praktycznie od dziecięcych lat. Jeszcze przed I wojną światową 7 lat pracował w kopalni węgla w Niemczech. Po powrocie ożenił się, uprawiał ziemię, którą zakupił za pieniądze zarobione w Niemczech (6 ha), wtedy już mógł wyżywić swoją rodzinę. Tuż przed I Wojną Światową został powołany do armii austriackiej (Tarnów był pod zaborem austriackim), był kilkanaście miesięcy gdzieś na froncie włoskim. Potem, już w latach dwudziestych i na początku trzydziestych, przez 10 lat był wójtem gminy Otfinów. W tym czasie odwiedzał go parę razy W. Witos, który współpracował z wójtami ziemi tarnowskiej. Wiem o tym głównie z opowiadań mojej mamy, która pamiętała Witosa jako mała kilkuletnia dziewczynka. Witos prowadził spotkania uświadamiające chłopów. Dziadek jako wójt Otfinowa współpracował z tym polskim patriotą, demokratą, obrońcą umęczonych chłopów. Umęczonych nie tylko przez zaborcę ale także przez rodzimych ciemiężycieli, przez polskich "panów". Witos organizował m. in. kursy dokształcające, a Dziadek jako wójt naddunajskiej wsi mu w tym pomagał. Pytałem kiedyż Dziadka czy był członkiem  PSLu „Piast”. Powiedział, że nieważna jest formalna przynależność, ważne, ze jest się patriotą, pracuje się uczciwie i stoi się zawsze po słusznej  stronie.

Zdjęcie Dziadka (powyżej, trochę podniszczone), w mundurze armii austriackiej, zrobione na terenie Czech,  gdy wybierał się na urlop wojskowy będąc w armii austriackiej. Galicja była wtedy pod zaborem austriackim. W dawnej Małopolsce (Galicji), czyli w zaborze austriackim powoływano wtedy mężczyzn do wojska austriackiego i każdy powołany musiał się tam stawić. Jak wspomniałem był m. in. na froncie włoskim. Miał szczęście, bo wrócił z I Wojny Światowej praktycznie bez szwanku, poza wrzodami żołądka i łuszczycą nóg, które leczył praktycznie do końca swoich dni.  

Wincenty Witos (1874 – 1945), gdy pojawił się w Otfinowie, rodzinnej wsi mojej mamy, był już znanym trzykrotnym Premierem Polski, nadal prowadził wraz z żoną w Wierzchosławicach gospodarstwo rolne. Kochał bowiem wieś, chłopów pracę na roli,  uprawę ziemi. Wincenty Witos postrzegał chłopów jako świadomych, politycznie aktywnych członków państwa, którzy to państwo utrzymują. Ciężko pracują, często ponad swoje siły, a są przez to państwo wykorzystywani.  Witos, oprócz pracy partyjnej (był m.in. Prezesem partii chłopskiej PSL „Piast” i przywódcą Centrolewu) i państwowej prowadził aktywną działalność w terenie wśród chłopów, spotkania, manifestacje, protesty chłopskie, akcje uświadamiające chłopów, kursy uzupełniające zapóźnienia edukacyjne mieszkańców wsi. Kursy były głownie przewidziane  dla obarczonych ciężką pracą wiejskich kobiet (kursy gotowania, szycia, tańca, hodowli i uprawy roli, polskiej literatury itp). Poniżej zdjęcie z uroczystego spotkania W. Witosa Wierzchosławicach z W. Reymontem autorem „chłopów” (laureatem Nagrody Nobla). Po zamachu majowym, w 1926 roku, odsunięty od działalności państwowej organizował słynne strajki chłopskie (1930).  Potem przez państwo autorytarne, ten  jeden z ojców polskiej niepodległości isłynny wódz chłopski, osławiony przywódca wojny z radzieckimi wojskami, został oskarżony o działalność antypaństwową Skazany i prześladowany, emigrował do Czech.

Witos we wspomnieniach mojej Mamy

Moja Mama Zofia Janeczek (1921-2011), z domu Anioł, jako chyba pięcioletnia dziewczynka zapamiętała jak wielki Witos pierwszy raz odwiedził Dziadka, wójta Otfinowa, w jego domu.  Otfinów leży  w odległości ponad 20 km od Wierzchosławic, rodzinnej wsi Witosa.

Gdy pojawił się pierwszy raz ten Wielki Polak w ich domu, moja Mama jako mała, może czteroletnia, pięcioletnia, dziewczynka, schowała się pod stołem, pech chciał że usiadł też przy nim znakomity gość wraz z jej Tatą. Pamiętała, że był elegancko ubrany,  średniego wzrostu, całkiem podobnej postury jak jej Tata Józef. Pamiętała dobrze głównie jego piękne buty z cholewami i smaczną czekoladkę, którą pojawiła się niespodziewanie pod stołem podana ręką gościa. Myślała że nikt o tym nie wie, że ktoś jest pod stołem. Starsi bracia Mamy, moi wujkowie, a było ich czterech, niektórzy już dorośli, po wyjściu gościa skupili się na pozyskiwaniu tytoniu z dość pokaźnych niedopałków papierosów jakie pozostawił. Zrobili sobie z tego tytoniu  papierosy. Byli zachwyceni zapachem tych drogich papierosów, jakich na wsi się nie spotykało.  

Po ukończeniu 4 klas szkoły, bo tylko tyle mogły ukończyć dzieci chłopskie, moja Mama zachęcona przez Tatę dalej uczyła się sama. Wtedy tylko bogatych chłopów i dziedziców (panów) było stać na dalsze kształcenie dzieci w mieście. W szkole, w czasie czteroletniej nauki,  uczyły się dzieci głównie czytania i pisania, rachowania, hymnu narodowego i  pacierza. Mama miała więcej szczęścia, jako córka wójta uczestniczyła w kursach organizowanych jeszcze z inicjatywy Witosa (gotowania, tańca, szycia, literatury itp.). Potem dalej doskonaliła i uczyła się sama, dużo czytała, prenumerowała prasę ludową, poradniki gospodyni wiejskiej i rolnika. Podobnie zresztą, samoukiem był Wójt Wierzchosławic W. Witos. Potem Mama swoją wiedzę przekazała mojemu ojcu Wojciechowi i nam swoim dzieciom. Podziwiałem jej znajomość polskiej literatury, historii, sytuacji politycznej. Była patriotką,  osobą wierzącą ale bardzo tolerancyjną.

Mama dzielnie spisała się w czasie II Wojny Światowej, przez pewien czas przechowywała rodzinę żydowską, mimo że ryzyko było duże. Rodzina żydowska po wojnie darowała jej za to domek drewniany, w którym zamieszkała siostra mojego Taty z rodziną. (opracował: Eugeniusz Janeczek}

 Pełna wersja tych wspomnień (w pliku pdf)